|
|
Zestawienie wysiłku oraz strat jakie 1586 Eskadra do Zadań Specjalnych poniosła niosąc pomoc Powstańcom Warszawy.
Podstawowym problemem przed jakim stanęła Eskadra w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego był brak
załóg, które posiadając już odpowiednie doświadczenie operacyjne, można było wyznaczyć do lotów
nad Warszawe. Nowe załogi, które przydzielono jako uzupełnienie do Eskadry,
nigdy wcześniej nie latały Halifaxach, zatem w pierwszej kolejności, zamiast lecieć z pomocą dla Powstania,
przechodziły intensywne szkolenie na nowych maszynach.
Kolejnym poważnym problemem był fakt, iż w pierwszych tygodniach sierpnia, gdy pomoc lotnicza przyniosłaby walczącym powstańcom
największe korzyści, brytyjskie dowództwo wydało rozkaz zakazujący wykonywania lotów nad Warszawe. W tym czasie Niemcy
zdążyli już wzmocnić swoją obronę przeciwlotniczą zarówno wokół miasta jak i na trasie przelotu polskich załóg.
Powyższe zestawienie zostało przygotowane głównie w oparciu o książki Pana Kajetana Bienieckiego, "Lotnicze wsparcie Armii Krajowej", Bellona, 2005 oraz
"Polskie załogi nad Europą 1942-1945. Polacy w operacjach specjalnych", Bellona, 2005.
W Dzienniku Eskadry, odnośnie sytuacji polskich załóg na początku sierpnia 1944 r., możemy znaleźć jeszcze następującą informacje:
"Powstanie Warszawskie zastało eskadrę nieprzygotowaną pod każdym względem - 5 załóg i 8 samolotów. Załogi przeważnie młode,
bez doświadczenia, bo nawet niektóre mające już doświadczenie nie znały warunków tej pracy. Przyzwyczajone do wszelkich pomocy
nawigacyjnych nie zastawały tutaj prawie żadnych. Nieprzyzwyczajone do lotów nad górami i w złych warunkach atmosferycznych
błądziły, gubiły się. Załogi z Lancasterów nie miały żadnego zaufania do Halifaxów, nazywały je "latającymi trumnami".
Uzupełnienie samolotów nie mogło nadążyć za stratami. Każdy samolot był sprowadzany przez załogi eskadry z Algieru, gdzie nie
zawsze samoloty były gotowe do odbioru. Angielskie załogi przyprowadziły 12 Halifaxów na lotnisko, z których ani jednego nie
można było wybrać na operacje, były to graty po 600 godzinach, z których sypało się próchno. Na całym terenie środziemnym
nie było nowych Halifaxów, stąd po wymianie tyle nawalań silników.
Wobec napływu dużej ilości załóg, warunki mieszkaniowe dotychczas fatalne przetworzyły się w okropne. W sutenerach bez okien,
pod namiotami. Interwencje u wszystkich organów angielskich, komisje sanitarne, nie odniosły żadnego skutku. Wśród załóg rozgoryczenie,
narzekania. Nie kazano im zabierać camp kitów, ani żadnego bagażu, przyszli z jedną zmianą bielizny a tu po locie zmęczeni muszą
spać na gołym betonie."
|
|
|