301.dyon.pl




Lotnicy

Biografie

Wspomnienia

Inne teksty








str. 1 | 2 | 3


Musiałem myśleć jak maszyna

Jeden z lotników Dywizjonu 300., nazwiskiem Magierowski (archiwum polskich dywizjonów www.geocities.com/skrzydla nie podaje jego imienia), którzy wystartowali tego wieczoru, zdążył napisać list do przyjaciela: "Tej nocy mamy atakować Drezno, jako wsparcie dla Armii Czerwonej. Nie byłoby w tym niczego wyjątkowego, gdyby nie to, że mamy wykonać takie zadanie w chwili, gdy nasze serca krwawią po kolejnym rozbiorze Polski dokonanym w Jałcie. Może to dobrze, że Bogdan nie żyje - nie przeżyłby tego: Lwów, który nigdy nie był rosyjskim miastem, arbitralną decyzją przekazano Rosji! Pomyśl tylko, ja i tak wielu innych wędrujących po świecie, uciekających jak przestępcy, głodujących, ukrywających się w lasach - wszystko po to, by walczyć za... co? Za to, że nie będziemy mogli wrócić do naszego rodzinnego miasta, ponieważ ono po prostu przestało istnieć. Czego można więcej oczekiwać? Linię Ribbentrop-Mołotow nazwano linią Curzona i świat jest zadowolony. Pół Polski oddano jako prezent. Drugą połowę skazano na włączenie do »wschodniej sfery wpływów«, tak jakby to była bezludna wyspa na Arktyce lub część Sahary. Byłem raz w Związku Sowieckim i to mi wystarczy do końca życia. Zarządzono wypady, więc zaraz lecimy - mówią, że tak trzeba - chociaż w naszych sercach są złość i rozpacz. To zabawne uczucie, ale czasem zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Jeśli Niemcy mnie teraz dorwą, nie będę nawet wiedział, za co umieram. Za Polskę, za Wielką Brytanię, czy za Rosję?".

Z odpowiedzią na to pytanie miałby kłopoty także Józef Zubrzycki. Dziś 91-latek, latał w Dywizjonie 300. jako mechanik albo drugi pilot. Obecnie Zubrzycki mieszka w Nowej Hucie. Jest schorowany, ale pamięć ma dobrą.

Opowiada o poranku 1 września 1939 r., gdy jego jednostka, przydzielona do Armii “Łódź”, przeżyła pierwsze niemieckie bombardowanie. 18 września trafił do obozu internowanych w Rumunii. Ranny w nogę, leżał w szpitalu.
Z Rumunii z fałszywymi dokumentami uciekał przez Jugosławię do Grecji. Stąd w styczniu 1940 r. na statku handlowym "Warszawa" dotarł do Francji, gdzie wstąpił jako ochotnik do RAF-u. Po kapitulacji Paryża dotarł do Anglii i dołączył do polskich jednostek bombowych. W powietrzu spędził łącznie 704 godziny. Każdy lot wraz z datą, nazwiskiem pilota, czasem trwania i zadaniem wpisywał do specjalnej książki. Bombardował m.in. Berlin i Poczdam. Zrzucał też żywność dla wyzwolonej, ale głodującej Holandii. 13 lutego 1945 r. jego koledzy bombardowali Drezno. On nie poleciał, bo nie dostał takiego rozkazu. Ale dobrze pamięta tamten dzień. Pamięta, że część załóg odmówiła udziału w akcji. Mówili: Jałta to zdrada, kolejny rozbiór Polski, oddano nas Rosjanom, nie będziemy lecieć na pomoc Sowietom.

Wykonania zadania odmawiali głównie lotnicy pochodzący z Kresów, które Polska traciła w wyniku porozumienia jałtańskiego. Zubrzycki: - Ja oddzielałem zobowiązania wojskowe od politycznych. Polityka jest okrutna, szczególnie w czasie wojny. Też mam swoje żale, ale je w sobie głęboko schowałem. W czasie wojny nie myślałem w kategoriach osobistych. A ja w tej wojnie straciłem wszystko. Nie miałem gdzie wracać, bo Jałta i mnie zabrała dom. Po wojnie, zamiast do rodzinnego Stryja (dziś Ukraina), Zubrzycki wrócił na tzw. ziemie odzyskane, do śląskiego Paczkowa.
Wspomina: - Cierpiałem. Żołnierz powinien po wojnie zdać karabin i wrócić do bliskich. Tyle nam się należało za te sześć lat... Jeśli płonie dom, to zostaje choć ziemia. Twoja ziemia, po ojcu. Walczyłem o Polskę, ale też o moją ziemię ojczystą. Czyli o Stryj. I zostałem bez niczego. Trafiłem do obcych. Usłyszałem, że mój Stryj to ZSRR.

Czy poleciałby wtedy bombardować Drezno, gdyby jemu wydano rozkaz? - Poleciałbym. Odmowa wykonania rozkazu byłaby nieuczciwa.


cofnij
str. 1 | 2 | 3





Jedynka | Lotnicy | Biografie | Wspomnienia | Fotografie